Niedaleko Chełma była mała wioska, nazywała się Wojsławice. W Wojsławicach mieszkał pewien staruszek. Ten staruszek nazywał się Jakub Wędrowycz. Wędrowycz był egzorcystą amatorem, bimbrownikiem i kłusownikiem. Jakub miał około 90 lat. Dokładnej daty urodzin sobie nie przypominał.
Pewnego słonecznego ranka Jakub obudził się na kacu gigancie.Wstał, poszedł do wyjścia. Perfidne krzesło próbowało podstawić mu nogę. Jakub kopnął energicznie, a że krzesło było stare rozleciało się na kawałki. Jakub zarecytował maksymę swojego dziadka: ,,Klin klinem się wybija''.
Powiedziawszy to wziął butelkę z nieprzejrzystą substancją. Wypiwszy całą, wyszedł na dwór i zwalił się na ziemię.
Obudziło go lekkie poklepywanie po plecach.
-Ki diabeł? -zapytał zdziwiony Jakub.
-Nazywam się Rampalump, pochodzę z krainy Lupulutusoland, mlekiem i miodem płynącej. Mój pan Rimatur ciebie potrzebuje w bardzo ważnej sprawie-powiedziało coś.
Zanim Jakub zdążył zaprzeczyć Rampalump chuchnął, stęknął i zniknęli.
Jakuba bardzo bolała głowa, był przywiązany do starego krzesła w jakiejś sali. Po chwili wyjął z kieszeni tak zwany Żydowski Włos, cieniutką piłkę do piłowania krat więzień. Po 5 minutach był już wolny i w tej chwili do sali weszli Rampalump i jacyś trzej oberwańcy.
-Kim jesteście?-zapytał Jakub.
-To mój władca Rimatus, Rojus- nadworny błazen, Ratator- miejscowy policjant, Rambaraman- prawa ręka naszego władcy, a za drzwiami siedzi, Ramius- osobista straż władcy-powiedział Rampalump.
-Po co mnie tu wezwaliście?-zapytał Jakub.
-Potrzebny nam jesteś byś zabił dwa mutasy popromienne. Rafikutusa, króry ma bardzo długie szpony i Ratatururusus, który lata na tęczy i rzuca się z powietrza, i gryzie trującymi zębami-powiedział władca.
Jakubowi się to nie spodobało, więc rzucił się z bagnetem wyciągniętym z cholewy gumofilca na dowódcę. Dowódca nawet nie zdążył krzyknąć. Potem zabił pozostałą dwójkę bez Rampalumpa.
Następnie wybiegł z Rampalumpem pod pachą. Strażnika pozbył się bardzo szybko (wyrzucił go przez okno). Pobojowisko wyglądało strasznie: wybite okna, rozwalone drzwi itp.. Wybiegli z zamku i nagle zza rogu wyjechały dziwne stworzenia.
-Nazywam się Rambot i jestem robotem policjantem-powiedziało lewitujące coś.
-A ja jestem Kungle, miejscowy grabarz. Pan Rambot mnie wynajął-powiedział niemal radośnie, bo od miesiąca nie dostał żadnego zlecenia, a z czegoś trzeba żyć.
Jakub bezceremonialnie ogłuszył obydwóch. Potem od razu krzyknął na Rampalumpa i kazał mu otworzyć portal do jego świata.
Po pięciu minutach był już w domu. Lekcja z tego taka, by Jakuba nie porywać.
piątek, 15 kwietnia 2016
Subskrybuj:
Posty (Atom)